Muszę zacząć od tego, że moja przygoda z aplikacją adwokacką zaczęła się dość niespodziewanie. Właściwie z dnia na dzień podjęłam dwie decyzje, które zmieniły moje życie – pierwszą o przeprowadzce do Warszawy a drugą o tym, by zdawać na aplikację adwokacką. Nie marzyłam o aplikacji, nie planowałam tego, po prostu potrzebowałam zmiany. Zmiany wszystkiego – stylu życia, środowiska, zajęcia. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, czy chcę być adwokatem, radcą, prokuratorem, sędzią. Właściwie to wiedziałam, że nie chcę wykonywać żadnego z tych zawodów, że nie chce być prawnikiem. Prawo „było przypadkiem” mojego życia.
Od sierpnia zaczęłam się uczyć. Nie było to dużo czasu (zważywszy, że na studiach nigdy nie byłam prymusem), jednak jakoś się udało. Jak?
Trochę szczęścia– tak to zazwyczaj jest w życiu, że jeśli na czymś nam bardzo mocno zależy, to nie dostajemy tego a przynajmniej nie w wtedy, kiedy najmocniej tego chcemy. Mi zupełnie nie zależało na tym, aby się dostać na aplikację, po prostu chciałam się czymś zająć, aby nie myśleć o przykrych dla mnie wydarzeniach, które miały miejsce w tamtym okresie.
Selekcja materiałów– pamiętam, że przed przystąpieniem do nauki zrobiłam segregację ustaw „ważniejszych” i tych „mniej ważnych”. Aby dokonać segregacji przeanalizowałam wpisy internetowe osób, które zdawały już egzamin oraz różnego rodzaju statystyki. Okazywało się bowiem, że z niektórych ustaw na teście pojawiały się średnio po max. 1- 2 pytania na teście (tak było chyba np. w przypadku ustawy Prawo o Adwokaturze). Jeśli tak było, po prostu pomijałam te ustawy w dalszej nauce.
Ars Lege – testy z ArsLege zna chyba każdy, jedni kochają, inni nienawidzą. Mi zdecydowanie pomogły one w przygotowaniach. Po pierwszym tygodniu czytania kodeksów i ustaw, przystąpiłam do robienia testów. Dopiero od września zaczęłam raz dziennie robić „symulację egzaminu”.
Książka wydawnictwa CH Beck Aplikacja Adwokacka, Pytania i Odpowiedzi – testy te przerabiałam zazwyczaj wieczorami, do serialu 😉
Trochę relaksu –nie uczyłam się od rana do nocy. Uczyłam się po kilka godzin dziennie – od rana czytałam kodeksy/robiłam testy na Ars Lege, potem robiłam sobie przerwę i do nauki siadałam znów od około 18/19. W weekendy tej nauki było znacznie mniej, czasami w ogóle – często bowiem wyjeżdżałam do Łodzi (do domu) i spędzałam czas ze znajomymi i rodziną.
Wsparcie przyjaciół i rodziny – podczas egzaminu telefon trzeba mieć wyłączony (chyba nawet nie można było mieć go na Sali), ale mimo to, czułam, jak wielu bliskich mi ludzi trzyma tego dnia za mnie kciuki. Była moc!! To dodawało odwagi i pewności, że cokolwiek się nie stanie, będzie super 😉
Nie ma złotego środka, wiadomo. Najważniejsze to nie dać się zwariować. Materiału do nauki jest dużo, nie da się ogarnąć wszystkiego. Zróbcie sobie selekcję tego, co najważniejsze (kpc,kc, kk, kw, kpk,kpw, kpa, ppsa, itd.) a resztę z głową. Będzie dobrze!!!
P.S. Jeśli ktoś z Was się zastanawia czy (a jeśli tak, to kiedy) przekonałam się do aplikacji i wykonywanego zawodu, to mogę zdradzić, że stało się to bardzo szybko. Przełomowe okazały się dla mnie zajęcia na pierwszym roku aplikacji z procedury karnej, prowadzone przez wspaniałą Panią Mecenas adw. Katarzynę Gajowniczek – Pruszyńską (obecną wice – Dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie). Spotkanie z tą cudowną osobą było dla mnie wielką zawodową i życiową inspiracją.
Dziękuję za ten wpis ♥️
My dziękujemy za feedback 🙂
Dziękuję za wpis <3 <3 i podziwiam zdrowe podejście, ja niestety uczę się całymi dniami + jestem z tych, którzy uważają, że każda ustawa jest wazna..
❤️❤️❤️dziękuję
Kiedy ja się przygotowywałem do egzaminu wstępnego na aplikacje, to znalazłem w Internecie bardzo ciekawe statystyki. Ktoś wykonał dużą pracę i policzył ile średnio jest pytań z danego kodeksu/ustawy.
A następnie podzielił liczbę artykułów kodeksu/ustawy przez średnią liczbę pytań.
Im wynik był większy, tym bardziej opłacało się skupić na tej dziedzinie. Niższy wynik z kolei wskazywał, że można sobie tę ustawę odpuścić (bo ma np. 300 artykułów, a średnio jest jedno pytanie).
Pamiętam, że wtedy najbardziej opłacało się przerobić Kodeks karny skarbowy (jest krótki, a było stosunkowo dużo pytań), a najmniej prawo upadłościowe (wtedy jeszcze prawo upadłościowe i naprawcze).