Pamiętam, jak jakąś epokę temu czytałam (podczas kąpieli w wannie pełnej piany) wywiad z Umberto Eco na temat nowoczesnych i innowacyjnych (na tamte czasy) elektronicznych czytników książek. Kindle chyba właśnie wchodził na rynek. Oczywiście dla mnie wtedy to było jak science-fiction (podobnie jak komórka, której jeszcze wtedy pewnie nie miałam, bo mało kto je miał).
Artykuł (chyba w „Polityce”, ale głowy nie dam) przedstawiał korzyści płynące z takich czytników a ja zapamiętałam jedno, co odpowiedział na to Umberto Eco uzasadniając przewagę papierowej książki: „Tradycyjną książkę możesz wziąć ze sobą do wanny”. A że właśnie byłam w wannie – argument trafił prosto w moje serce. Dlatego też pewnie zapamiętałam ten wywiad i ten artykuł. I książki czytam tylko w tradycyjnej formie (no dobrze… robię wyjątki dla audiobooków podczas jazdy samochodem, żeby nie było, że jestem kompletnym dinozaurem).
Papierowa książka przechodzi do lamusa?

Byłam ostatnio na Sycylii. Siedzimy nad basenem (znowu woda). Ja czytam Y. N. Harari „Homo deus” – oczywiście w papierowej formie, w twardej oprawie i akurat omawiany jest wątek książek przyszłości (o czym zaraz). Rozglądam się dookoła i liczę i uwierzyć nie mogę! Na piętnaście osób czytających („komórkowców” nie liczę, choć też w sumie coś pewnie czytali) aż dziewięć z nich korzystało z czytników cyfrowych – w tym jedna pani zanurzona po pas w basenie. O matko! – myślę – Umberto nie przewidział, że te super-książki będą wodoodporne!

A zaraz potem Wrocław. Jadę tramwajem i przejeżdżamy obok pięknego ceglanego budynku Biblioteki Uniwersyteckiej. I znowu książkowa refleksja mnie nachodzi, że może nie nasze dzieci, ale pewnie nasze wnuki będą się dziwić, jak można było tracić tyle fizycznej przestrzeni, na coś co można zamknąć w elektronicznym dysku wielkości dłoni.
Jak można było szukać danej pozycji w papierowym katalogu książek zamkniętym w drewnianych szufladach, wypisywać karteczki z zamówieniem, czekać aż bibliotekarz wyszuka pozycji wśród tysiąca regałów i wertować ją skolejne pół godziny poszukując interesującego nas fragmentu, skoro prościej jest wpisać hasło/słowo w wyszukiwarkę i mamy czego pragniemy w trzy sekundy (oczywiście wnuki będą znały tę „pradawną” biblioteczną procedurę z opowieści starej babci). Do czasu naszych wnuków pewnie wszystkie książki świata zostaną skatalogowane elektronicznie, a papierowe egzemplarze będziemy oglądać w muzeach.

Pamiętam, że jako dziecko uwielbiałam, gdy babcia lub dziadek wyciągali z „zaczarowanej szuflady” jakiś przedmiot przeszłości i snuli o nim opowieści. My z małżonkiem kupujemy mnóstwo książek, bardzo dużo czytamy (mąż niestety bije mnie na głowę, ale gonię go, gonię – wiadomo kobiety mają mniej czasu 😉) i wyobrażamy sobie, jak to za te sto lat pokażemy wnukom naszą wielką bibliotekę a one otworzą ze zdziwienia usta i wykrzykną: „WOW!”.
Książka przyszłości
Wykrzykną: „WOW” albo skomentują „Ale skąd wiedzieliście, że akurat ta czy inna książka Wam się spodoba?!”. My odpowiemy zapewne: „Żeby się tego dowiedzieć, musieliśmy ją najpierw przeczytać”. Skąd pytanie wnuków? Prognozuje to Y. N. Harari w „Homo deus”. Przeczytajcie sami.
Dawno temu bliska osoba zarekomendowała mi książkę, która powinnam koniecznie przeczytać. Poprosiłam więc o jej pożyczenie i w odpowiedzi ususzyłam „musisz mieć swoją, bo kiedy będzie stała na półce będziesz o niej pamiętać. Dostaniesz ją ode mnie w prezencie”. Dziś ta osoba już nie żyje, a ja ilekroć spojrzę na książkę, przypominam sobie nie tylko jej treść, ale i Darczyńcę. Takie emocje da nam tylko papier, który stoi na półce.
Nie mogę jednak nie doceniać Kindla. Mam go i bardzo lubię. Jest niezastąpiony w podróży, lekki, pozwala czytać po ciemku, wyjeżdżając na wakacje nie musisz się ograniczać do jednej, dwóch książek. Z czysto praktycznych względów jest to naprawdę fantastycznie urządzenie i nie znam osoby, która po wypróbowaniu powiedziałaby inaczej.
Magda, dziękujemy za cenny i osobisty komentarz! Myślę, że masz sporo racji pisząc o wypróbowaniu. Ja niebawem będę pakować się na wyjazd i już się zastanawiam, które książki będę mogła wziąć ze sobą. Kryterium wyboru staje się w tym wypadku nie ich treść, ale waga 🙂 Używając czytnika pewnie nie miałabym takiego dylematu. Niemniej jednak trochę przerażająca na wizja „czytających nas książek”, prawda? Choć z drugiej strony – może RODO nas przed tym uratuje 😉
Jeśli chodzi o mnie…. to zdecydowanie preferuję książkę papierową. Lubię jej ciężar, lubię kiedy zajmuje mi miejsce… Faktem jest, że nie korzystałem nigdy z czytnika – być może gdybym sprobował to bym się zakochał. Póki co jednak przekładam kartki palcem i nie sądzę, że szybko się to zmieni. 🙂
Ale … najważniejsze, żeby ludzie w ogóle czytali. Mniejsza o to w jakiej formie. Byleby chcieli czytać i poznawać Świat 🙂
Serdeczności!
Rafał 🙂
O właśnie! I chęć poznawania Świata w połączeniu ze zwyczajnymi rozmowami nas uratuje, nie RODO.
To prawda.. niestety coraz rzadziej czyta się książki (niezależnie od formy). Pamiętam jak byłam w szkole podstawowej i robiłam wszystko, aby nie czytać lektur. Teraz marzę o takim okresie, w którym mogłabym spokojnie usiąść i poświęcić pół dnia na wybraną lekturę 😉